czwartek, 11 lutego 2016

Epilog

Święta 2016
     Rok. Wydaje się, że to bardzo długo, ale ja mam czasem wrażenie jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Gerard przyznał mi, że to pierwszy raz, gdy z kimś otwarcie planuje ten okres. Wspólne ubieranie choinki, wieszanie światełek, pieczenie pierników… Zachowywał się jakby był dziesięcioletnim chłopcem, a ja przy nim byłam cholernie szczęśliwa. Oboje na nowo odkryliśmy magię świąt.
    Dobrze pamiętam ten dzień, w którym Gerard zaprosił kilku bliskich mu kumpli z drużyny wraz z ich partnerkami, byśmy się poznali. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z mojego zaskoczenia, gdy ten Leo Messi podszedł do mnie, mocno uścisnął i powiedział, że od teraz jestem jego bohaterką. Dopiero później zaczęłam zdawać sobie sprawę, że wiedzieli o jego tradycjach świątecznych, a ja pomogłam mu je zmienić. Oni wszyscy martwili się o niego, troszczyli jak prawdziwi przyjaciele.
     Właśnie dojechałam pod dom państwa Pique. Byliśmy zmuszeni przyjechać na świąteczną kolacje osobno, bo niestety wezwali mnie pilnie na plan. Tam się przygotowałam i pojechałam prosto do rodziców Gerarda. Na miejscu byli już wszyscy, jego rodzice, dziadkowie brat z nową dziewczyną i on sam. Złożyliśmy sobie życzenia i usiedliśmy do stołu. W głębi byłam dumna z siebie, że udało mi się sprawić, że piłkarz wrócił do rodzinnych świąt. Widziałam tę samą radość w oczach domowników, którą zobaczyłam w zeszłe święta. To było naprawdę coś pięknego.
                - Rosa – Gerard podniósł się z miejsca i po chwili już klęczał obok mnie. Pomyślałam tylko o jednym, gdy zauważyłam, że sięga po coś do kieszeni marynarki. – Jesteś najcudowniejszą osobą jaką poznałem. Jesteś powodem, dla którego znów jestem szczęśliwy. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. – Złapał za moją dłoń. – Tak sobie pomyślałem… Czy nie chciałabyś zostać moją żoną?


Święta 2017
   Gdy rano rozmawiałem z Rosą przez telefon, ta potwierdziła, że będzie w Barcelonie dopiero jutro, w Wigilię. Od dwóch tygodni przebywała w Madrycie, pracując przy filmie. Ja i tak dziś miałem w planach wybrać się popołudniu na siłownię, więc może nie będę się nudził sam.
Pół roku temu zamieszkaliśmy razem, by spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, co nie było takie łatwe, przez moje wyjazdy i coraz większym zainteresowaniem moją narzeczoną przez reżyserów. Jednak dawaliśmy radę i wszystko dobrze się układało. Ostatnio dostała świetną propozycję, ale musiała pojechać do stolicy i to jeszcze w okresie przedświątecznym. Brakowało mi jej jak cholera.
W domu byłem około godziny dziewiętnastej. Ku mojemu zdziwieniu, drzwi były otwarte. Wiedziałem, że to nie mógł być Marc, bo odkąd sam ma kogoś, a Rosa zamieszkała u mnie, ograniczył się do naprawdę sporadycznych wizyt i nie nadużywa moich dodatkowych kluczy, które sam dawno temu sobie dorobił. Wszedłem do środka i zauważyłem lekko tlące się światło z małej lampki w salonie. Na stoliku stały dwa kieliszki oraz schłodzony szampan. Największą niespodzianką była jednak moja kobieta, która opierała się o tył kanapy, stojąca przodem do mnie z założonymi rękami, w krótkim, czarnym szlafroczku i rozpuszczonymi włosami. Podszedłem, szeroko się uśmiechając. Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła, gdy zsunęła z siebie cieniutki materiał i zobaczyłem jej prowizoryczną bieliznę, którą była szeroka wstążka.
                - Pomyślałam sobie, że może chciałbyś wcześniej rozpakować swój prezent – powiedziała niskim i seksownym głosem. Podszedłem i zadowoleniem pociągnąłem za końcówkę materiału, przyciągnąłem ją do siebie.
                Leżeliśmy na puchatym dywanie przed kominkiem, okryci kocem i wpatrywaliśmy się w tańczące ogniki. Delikatnie gładząc moją narzeczoną po jej delikatnej skórze, myślałem nad tym co by było gdybym ją nie spotkał dwa lata temu. Zapewne nie miałbym takiego życia jak teraz.
                - Gerard, jest jeszcze coś – szepnęła nagle, a ja spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się delikatnie i przygryzła dolną wargę.
                - Hmmm? – zamruczałem.
                - Ostatnio dowiedziałam się bardzo ciekawej rzeczy, wiesz? – Przysunęła się i oparła o moją klatkę piersiową. – Za rok, o tej porze… - Przerwała i złapała za moją dłoń. Przesunęła ją wprost na swój brzuch. – Będzie nas już trójka.


Święta 2018
  To było jasne, że musieliśmy wybrać taki termin. Żaden inny nam nie pasował. A święta? To był ten czas. Wtedy się spotkaliśmy, zaręczyliśmy i dowiedzieliśmy się o dziecku. To po prostu musiało być teraz. Skromny pałacyk na obrzeżach miasta, czarny garnitur, biała sukienka, kwiaty i najbliżsi.
Stałam w małym korytarzyku przed główną salą, trzymając niewielki bukiecik z różowych i białych różowych różyczek. Usłyszeliśmy pierwsze nuty marsza weselnego, co było znakiem dla Jona, że może ruszyć po czerwonym dywanie wprost do przygotowanego ołtarza wraz z obrączkami. Następna była moja dróżka, Belen w prześlicznej beżowej sukience. Tuż za nią stąpała uśmiechnięta Lydia, rozsypująca płatki róż. Następna miałam być ja. Zawsze wyobrażałam sobie, że to ktoś prowadzi mnie do ołtarza. Nie miałam ojca ani brata, a matka jest przy mnie w sercu. Poprosiłam więc Nathana. Przyjaciel był dla mnie niczym starszy brat, więc był do tego odpowiedni.
Krocząc prosto do ołtarza, przy którym czekał na mnie Gerard, myślałam tylko o nim. To oczywiste, że każda panna młoda ma wątpliwości w tym dniu, ale gdy tylko go zobaczyłam, wszystko popadło w zapomnienie. To był mój facet, którego bardzo kochałam. Mój narzeczony, przyszły mąż, przyjaciel, kompan i ojciec mojego dziecka.
Przy rozstawionych krzesełkach stali nasi goście. Piłkarze wraz ze swoimi rodzinami, którzy zostali na święta w Barcelonie, dalej najbliższa rodzina Gerarda i rodzice w pierwszym rzędzie. I co najważniejsze, nasz pięciomiesięczny brzdąc  - Nico, trzymany przez swoją babcię. Nicodem Pique Barrios przyszedł na świat 29 lipca 2018 roku w Barcelonie i stał się dla nas najważniejszą istotą na świecie. Teraz będzie świadkiem jak jego rodzice mówią sobie sakramentalne „tak” i obiecują, że już na zawsze będą razem.

Święta 2019
   Może kiedyś, siedząc na tej ławce przed domem myślałam nad tym, że kiedyś usiądę w tym samym miejscu i będę obserwować zabawę swojego męża i naszego półtorarocznego synka. Że w oddali będę widzieć szczyty gór, uśpionych przez śnieg. Że będę czuć to świeże powietrze, którego zawsze mi brakuje. Że będę cholernie szczęśliwa. Że moja przyjaciółka przyniesie gorącą czekoladę i usiądzie obok mnie. Że obie będziemy obserwować Gerarda, Nathana, Nico, Jona i Lydię budujących olbrzymiego bałwana. Że będziemy wszyscy razem spędzać święta. Że zawsze będzie dobrze. Że będę mieć najwspanialszą w świecie rodzinę i przyjaciół. Że będzie tak, jak jest teraz. I będzie zawsze. 
The End. 
Wiecie, że początkowo miało tu być tylko cztery rozdziały? Wyszło sześć plus prolog z epilogiem :) 
Przed tymi świętami powiedziałam sobie, że napiszę coś świątecznego, ale długo nie miałam pomysłu, ale jednak się udało! I mam nadzieję, że Wam się to podobało. Bo ja bardzo przywiązałam się do tej pary!
Egzaminy zawodowe już za mną i teraz będę mieć spokój od nich na rok! 
To opowiadanie zakończone, więc pasuje wrócić do pozostałych opowiadań.
Jednak najszybciej możecie się spodziewać rozdziału na [cielito lindo]!
Liczę na komentarze i bardzo dziękuję za te, co już się tutaj pojawiły ;*
Do napisania!