niedziela, 3 stycznia 2016

IV. You Raise Me Up

    Dochodziło południe, a ja właśnie przechodziłam olbrzymim holem lotniska w Salzburgu. Co ja tutaj robiłam? Sama nie miałam pojęcia. Przebudziłam się nad ranem w łóżku Pique, z nim obok siebie i zadałam sobie to samo pytanie. „Co ja tutaj robię?”. Spędziłam prawie całe święta z nieznajomym mi mężczyzną. Wiem, że to było kolejne świństwo, które wywinęłam piłkarzowi, zaraz po przeczytaniu listów od Pauli, ale potrzebowałam mojej przyjaciółki. Wyjechałam bez słowa, bez żadnej pozostawionej wiadomości. Wstałam, ubrałam się, wróciłam taksówką do mieszkania i spakowałam kilka ciepłych rzeczy, a po drodze na lotnisko odwiedziłam mamę na cmentarzu.
  W końcu zobaczyłam Belen, która na mnie czekała. Podeszłam i bez słowa mocno się do niej przytuliłam.
                - Rosa? Kochanie, co się stało? – Usłyszałam. – Zaskoczyłaś mnie swoim telefonem rano – dodała, a ja odsunęłam się i spojrzałam na nią.
                - Potrzebuję gorącej czekolady i przyjaciółki – powiedziałam, a ona uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, objęła ramieniem i pociągnęła w stronę wyjścia.
     To miejsce było cudowne. Z każdego okna widać było pięknie ośnieżone góry i lasy, a dookoła ich drewnianego domku było mnóstwo przestrzeni na której leżało śniegu po kostki, a w niektórych miejscach nawet po kolana. Tak właśnie mogłaby wyglądać moja samotnia. Lubiłam to miejsce. Po śmierci mamy wzięłam od przyjaciół klucze i zaszyłam się tu na kilka dni, by się z tym pogodzić.
W progu od razu zostałam napadnięta przez pięcioletniego Jona i dwuletnią Lydię, którzy słodko podziękowali za prezenty, które specjalnie dałam wcześniej Belen, by podstawiła je wczoraj rano pod choinkę. Wtedy nie wiedziałam, że się tu pojawię.
                - Dobrze cię widzieć, Rosa. – Zobaczyłam przed sobą wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta, na widok którego szeroko się uśmiechnęłam i przytuliłam na powitanie. Mąż mojej przyjaciółki był naprawdę świetnym facetem i nie dało się go nie lubić.
                - Ciebie też, Nathan – odpowiedziałam. Zabrał ode mnie walizkę i razem z Jonem zanieśli ją na górę do gościnnego pokoju, a ja zabrałam na ręce Lydię i skierowałam się za Belen do kuchni.
                - Cała rodzina poleciała do domu wczoraj wieczorem, więc mamy już spokój – powiedziała dziewczyna i nastawiła wodę w czajniku. – My zostajemy do Nowego Roku, więc jak najbardziej możesz z nami zostać. Sama mówiłaś, że zdjęcia zaczynasz dopiero w połowie stycznia.
                - Pomyślę nad tym, dzięki. – Uśmiechnęłam się i zaczęłam łaskotać małą dziewczynkę, którą miałam na rękach, a ona zaczęła się śmiać i prosić o więcej.
                - Pokój przygotowany, wiec oficjalnie witamy w naszym królestwie. – W pomieszczeniu pojawił się Nathan z synkiem. Jon wdrapał się obok mnie na barowe, wysokie krzesło, a jego tato przeszedł dalej i stanął obok Belen. – Hmmmm, czekolada! – Wyczuł, gdy ta wyjęła pudełko z szafki.
                - Dla nas – powiedziała tajemniczo. – Mógłbyś zabrać dzieci i iść… Ulepić bałwana?
                - Rozumiem… - Skinął głową i spojrzał na mnie. – Dzieciaki, robimy zawody w lepieniu bałwanów! Ubieramy się! – Zawołał do nich. Mały Jonathan pierwszy rzucił się do korytarza po kurtkę, a Lydia wyciągnęła ręce w stronę ojca. Zabrał ją i wrócił do Belen. – Więc my uciekamy, a wy tu sobie porozmawiajcie.
                - Jesteś najlepszy! – Moja przyjaciółka uśmiechnęła się do niego i wspięła, by skraść mu
całusa. Przy tym tak cudownie na siebie patrzyli. Byli najwspanialszą parą jaką znałam. Szczerze zazdrościłam im tego wszystkiego. Mieli siebie, swoją rodzinę i szczęście. Odprowadziłyśmy ich wzrokiem i się zaśmiałyśmy. Niedługo później słyszeliśmy jak we trójkę wychodzą z domu, więc i my ciepło się ubrałyśmy i z kubkami gorącej czekolady wyszłyśmy na taras, gdzie mieli ławeczki i stolik, a po drugiej stronie nawet i gorące jacuzzi. Cały ten dom odziedziczyli po dziadku Nathana, który nie narzekał na brak pieniędzy, ale przez swoje wszystkie żony, był naprawdę skąpy dla swoich dzieci. Po jego śmierci okazało się jednak, że wszystko zapisał wnukom, a te wszystkie kochanki zostały z niczym.
   Usiadłyśmy i owinęłyśmy się dodatkowo kocem. Przed sobą miałyśmy przepiękny widok na Alpy. Uwielbiałam góry. Miały swój czar i urok.
                - Teraz mów. – Belen szturchnęła mnie łokciem i upiła łyk gorącego i słodkiego napoju.
                - Chodzi o seksownego sportowca – palnęłam bez namysłu, a ona prawie się zakrztusiła i pytająco na mnie spojrzała. – W Wigilię po tym jak wyszłam z radia, natchnęłam się w parku na jednego faceta, który zgubił telefon. Wzięłam go i pobiegłam za nim, ale mój niefart sprawił, że poślizgnęłam się przed nim i upadła, ciągnąc go za sobą. To nic, mogło się przydarzyć. – Wzruszyłam ramionami. – Później znów natchnęłam się na niego w markecie i pomógł mi dosięgnąć paczkę makaronu. Jest naprawdę wysoki…
                - I seksowny. – Wtrąciła Bel.
                - A jakie ma oczy… Matko, Belen, mogłabym w nie patrzeć godzinami i by mi się nie znudziły! – jęknęłam, a ona się zaśmiała.
                - Wracając do marketu?
                - Podziękowałam i poszłam dalej, ale wychodząc prawie wpadłam pod samochód gdyby nie on! I tym razem to on padł na ziemię, a ja na niego.
                - To brzmi jak początek świątecznej komedii romantycznej. – Zaśmiała się. – Trzy razy tego samego dnia. To nie mogło być prawdziwe!
                - Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że oboje spędzamy święta samotnie i… Wtedy zaprosił mnie do siebie. Wszystko idealnie, rozmowa, wino, taniec… Aż w końcu wylądowaliśmy w łóżku – powiedziałam i zacisnęłam usta w cienką linię, co chwila spoglądając na przyjaciółkę. – Po prostu cudowny facet. Silny, męski i do tego naprawdę dobry w te klocki… - westchnęłam. - I nawet zabrał mnie do swojej rodziny następnego dnia. To naprawdę świetni, ciepli i przemili ludzie. A później jako, że była późna pora, znów zostałam na noc w jego mieszkaniu. W dodatku zmyłam się nad ranem, bez słowa.
                - A ja naprawdę myślałam, że żartujesz pisząc, że seksowny sportowiec nie wypuszcza cię z łóżka…  - Pokręciła głową. – Jeżeli był taki cudowny, to co tutaj robisz? To jakiś świąteczny cud, wplątać się w taką historię… Nie rozumiem cię.
                - Siebie nie rozumiem. Jego też – mruknęłam i dopiłam końcówkę swojej czekolady. Belen znów spojrzała na mnie tak jakbym właśnie urwała się z najbliższej choinki. Postanowiłyśmy się przejść, by nie zamarznąć, siedząc w jednym miejscu. Wstałyśmy i ruszyłyśmy w stronę małego lasku tuż przy domku. – I tu zaczynają się schody. Wiesz, że każde święta od dziesięciu lat spędzał samotnie? Też mnie to zdziwiło. Na początku nic nie mówił, bo widziałam, że było to dla niego trudne.
                - Zaczyna się robić ciekawie.
                - Bo jest. Jako nastolatek miał dziewczynę. Byli ze sobą już długo, kiedy się okazało, że ma guza mózgu. To gówno załatwiło ją w miesiąc, rozumiesz? – To najbardziej mną poruszyło. Paula była młoda i miała całe życie przed sobą, a spotkało ją takie coś. – Zmarła w święta, zostawiając mu dziesięć listów na każde święta, a w tym roku odczytał ostatni. Genialna ja, gdy on spał, dobrałam się do tych listów i je wszystkie przeczytałam, po czym się okazało, że nie spał i to widział. Czułam się okropnie… - Pokręciłam głową, a ta się lekko skrzywiła. – Myślałam, że zacznie krzyczeć, czy coś w tym stylu, a on? Podszedł i przytulił się niczym małe dziecko. Dlatego spędzał ten czas sam, a gdy pojechał do rodziny, jego matka płakała ze szczęścia, bo już się bała, że jej starszy syn już zawsze będzie wszystkich odtrącał w tym czasie.
                - Cholera. – Bel otworzyła szeroko oczy. Raczej nie spodziewała się takiej historii. – Ale… Tak nagle zmienił zdanie? Musiałaś nim nieźle wstrząsnąć.
                - Sęk w tym, że nic nie zrobiłam. Spędziłam z tym tylko trochę czasu, porozmawialiśmy i to wszystko.
                - Nie wydaje mi się. Musiał coś zrozumieć przy tobie. To na pewno musiał być dla niego jakiś przełom i masz w tym swój wkład.
                - A ty minęłaś się z powołaniem, bo znów brzmisz jak psycholog… - Wywróciłam oczami. Często jej to powtarzałam. Znałyśmy się od szkoły średniej i mówiłam jej, by poszła na psychologię, a została księgową, tak jak jej matka.
                - A ja tradycyjnie to zignoruję. – Uśmiechnęła się lekko. – Teraz mi powiedz, dlaczego zwiałaś?
                - Spanikowałam? – Obeszłyśmy zagajnik i wróciłyśmy pod dom. Niczym małe dziewczynki weszłyśmy do olbrzymiego igloo, które dzieciaki wybudowały podczas świąt z ojcem i wujkami. – Najpierw poznałam ułożonego dżentelmena o ślicznych oczach i boskim uśmiechu, jak się później okazało, z poczuciem humoru i całkowicie zakochanego w piłce nożnej. Za chwilę widzę bezbronnego chłopca, opowiadającego o dawnej miłości i utraconej dziewczynie. Załamany facet, który nie wie co ma robić. Na końcu, przy jego rodzinie, okazuje się, że jest prawdziwym żartownisiem i zabawowym typem, a lecąc tu, w samolocie przeczytałam wszystko co mogłam znaleźć w Internecie o nim. O tym jakim jest piłkarzem, że kiedyś tam miał romans z Shakirą, bo zagrał w jej teledysku, że lubi zadzierać i wtaczać się w potyczki słowne z kolegami, gra w pokera i lubi biegać w samym ręczniku w tle nagrywającego się reportażu – powiedziałam, ale na końcu sama się zaśmiałam, wspominając filmik, na który się natchnęłam.
                - No widzisz, kochanie? Przystojny, dobry w łóżku, bogaty, znany, tajemniczy, z dziwną historią, ma wiele twarzy… W końcu masz swojego prywatnego Greya – odparła śmiertelnie poważnie, a ja zmierzyłam ją wzrokiem, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. – Posłuchaj, jeżeli zdecydujesz, że warto to pociągnąć, nie wahaj się, bo nic nie tracisz, a my będziemy zawsze po twojej stronie – dodała, a ja skinęłam głową. – Może to był jakiś znak, że nie pojechałaś z nami na święta, spotkałaś jego i mu pomogłaś? Wszystko zależy od ciebie.
                - Pewnie i tak nawet nie miał zamiaru się później odezwać. Czytałam o jego domniemanych podbojach miłosnych…
                - Szczególnie po tym, jak przedstawił cię swoim rodzicom. – Pokiwała głową. – Pamiętaj, jesteś najlepsza i jeżeli by tak się stało, to on będzie największym kretynem na świecie – powiedziała przekonywająco i objęła mnie, opierając głowę o moje ramię.

    Właśnie skończyłyśmy zmywać po kolacji i przygotowałyśmy gorącą herbatę z lekkim dodatkiem na rozgrzanie. Przeszłyśmy do salonu z trzema kubkami, gdzie dzieciaki leżały na miękkim, puchowym dywanie i oglądały bajki, a Nathan był zajęty czymś wpatrując się w ekran laptopa. Mogła być to prawdziwa samotnia, bo większość sieci komórkowych tutaj świrowała, ale łącze kablówki i Internetu mieli tu najlepsze. Od razu w samochodzie,  gdy odebrała mnie Belen, wyłączyłam swój telefon. Chciałam mieć spokój. Miałam wolne, ale i tak pewnie to nie powstrzymałoby przed dzwonieniem do mnie z planu.
  Bel postawiła trzeci kubek tuż przed nosem Nathana, a on tylko wyciągnął po niego rękę. Spojrzałam mu przez ramię i zobaczyłam zieloną murawę oraz biegających po niej maleńkich piłkarzy. Od razu przypomniało mi się jak to mama rezerwowała sobie czasem telewizor na mecz i tak jakby jej nie było. Nathan był wielkim kibicem, ale i tak nie dorównywał mojej rodzicielce.
                - Oni nawet teraz nie mają wolnego? Święta są – mruknęłam Belen i upiła łyk gorącej herbaty.
                - Lekarze i strażacy też pracują – rzucił.
                - Skarbie, nie porównuj lekarza, który ratuje ludzi z piłkarzem. – Pokręciła głową, a Nath tylko wzruszył ramionami. Ja zaś przysunęłam się bliżej by zobaczyć kawałek meczu i przede wszystkim kto ze sobą grał. Katalonia i Kraj Basków.
Jeden piłkarz gości strzelił bramkę pod koniec pierwszej połowy, przez co mój przyjaciel zaklął sobie pod nosem. Po chwili zobaczyliśmy skrót akcji i zbliżenia na niektórych zawodników. W jednym momencie otworzyłam szerzej oczy, bo na ekranie zobaczyłam Gerarda, który patrzył w stronę swojej bramki i z niedowierzaniem kręcił głową. W tym momencie lekko szturchnęłam Bel, by spojrzała na monitor. Uniosła jedną brew do góry, a ja wywróciłam oczami. Dopiero wtedy zrozumiała co jej chciałam przekazać. To był on!
                - No, no.. Niezły jest. – Stwierdziła, a tak jak wcześniej jej mąż nie odrywał wzroku od laptopa, tak teraz wbił go w nią. – Ale oczywiście nie tak niezły jak mój ukochany mężczyzna! – Zaśmiała się.
                - Kobiety… - Nathan pokręcił głową i dalej zajął się oglądaniem meczu, a ja odwróciłam wzrok i zaczęłam oglądać bajki razem z dziećmi i Bel. W pewnym momencie naprawdę się wciągnęłam, oglądając coś naprawdę głupiego o zwierzętach, a Bel podsunęła mi swój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a tam w notatce zapisała do mnie kilka słów, by nie mówić ich na głos przy Nathanie. „Tak teraz myślę, że wcale nie jest dziwny. Dał Ci się poznać od każdej swojej strony. Tej prywatnej i dla innych.”
Oddałam jej komórkę i niby nadal oglądając kreskówkę, ja ponownie zaczęłam o tym wszystkim rozmyślać. To wszystko działo się po prostu o wiele za szybko, a ja nie nadążałam z analizowaniem każdego kroku. 
Cały rozdział od Rosy. Następny dostaniecie calusieńki od Gerarda ;)
Gify i postaci porwane z ukochanego serialu, kto zgadnie jaki to? 
I Szczęśliwego Nowego Roku! :)

9 komentarzy:

  1. Będę pierwsza! :D
    Tak od razu.. Wiem o jaki film chodzi, ale już nie pamiętam dokładni tytułu.. Pogoda na miłość?
    A co do rozdziału.. Rozumiem, że chciała jechać do przyjaciółki i pogadać, ale mogła powiedzieć coś Pique! On może być teraz na nią zły..
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski :) Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak myślałam, że ona po prostu spanikowała. W sumie chyba jej się nie dziwię, bo to wszystko naprawdę dzieje się bardzo szybko. Ale nie jest to usprawiedliwieniem, dlaczego zwiała bez słowa z łóżka Gerarda.
    Nie mogę się doczekać kontynuacji. ;D Cały rozdział od Pique powiadasz? Podoba mi się ten pomysł. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby ta ucieczka nie spowodowała kolejnego załamania Gercia, bo sama się chyba załamie. XD
    Liczę na szybko powrót aktorki i happy end! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No rzeczywiście można porównać Geriego do Greya haha :D Pisz szybko kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma to jak przyjaciółka, rozmowa i kilka chwil spokoju w pobliżu bliskich znajomych. Nie dziwię się, że musiała uciec od Gerarda, bo faktycznie to wszystko działo się bardzo szybko, a to może namieszać w głowie i sercu. Na pewno wyjdzie to na dobre.

    OdpowiedzUsuń
  7. Geri jak Grey xD mam nadzieję że ta jej ucieczka wyjedzie na dobre.
    P.S
    Serdecznie zapraszam na nowy blog wychodzący z pod mojej ręki mam nadzieję że spodoba sie wam i będziecie aktywni. Liczę na szczere opinię w komentarzach. Pod prologiem notka do przeczytania. 💙💙 http://teamemelissa.blogspot.com/2016/01/prolog.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  8. podoba mi się :) zapraszam :) http://dlaczegoniepowiedzialasmi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu tu zawitałam!
    Wiesz, że jak zawsze to wszystko wyżej jest idealne. Czekam tylko na Geriego, bo tęsknię za tym małym wariatem ;-;
    Czekam na następny i zapraszam do mnie :* ♥

    OdpowiedzUsuń