- Gerard, przepraszam. Wiem, że nie powinnam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam… - Zaczęłam się jąkać ze zdenerwowania. On natomiast usiadł na rogu łóżka, ubrał swoje bokserki i podniósł się. Zaczął się zbliżać, a ja siedziałam jak zaczarowana, nie mogąc się poruszyć. Czekałam niczym trusia na jakikolwiek wyrok. Zatrzymał się przy komodzie i wziął do ręki koperty. Równo je ułożył i odłożył z powrotem. Przeczesał palcami swoje włosy i wbił wzrok… Właśnie jakby nie wiadomo gdzie. Brakowało w nim wszystkiego, najmniejszego uczucia, emocji. Byłam w tym momencie wściekła na samą siebie, że dałam się ponieść swojej ciekawości, która kiedyś naprawdę wplącze mnie w niezłe tarapaty. – Powiedz coś – mruknęłam cicho, a on nie zareagował. – Cokolwiek. Nakrzycz na mnie, wyrzuć, uderz, wyzwij… - Dostałam głupiego słowotoku, jak zwykle, gdy się o coś denerwuje, gdy nie jestem pewna i chcę się z czegoś wytłumaczyć. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Przynajmniej coś. – Przepraszam – szepnęłam prawie bezdźwięcznie, a on najzwyczajniej w świecie zrobił krok w moją stronę i przykucnął tuż przy fotelu, na którym siedziałam. Teraz w jego spojrzeniu widziałam żal, smutek, tęsknotę i bezradność.
- Przytul mnie – powiedział, a ja otworzyłam szeroko oczy. Przez jego minę czułam jak moje serce mięknie i zaczyna się rozpadać. Bez zawahania pochyliłam się i mocno go przytuliłam, a on sam zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku, tak jakby już nigdy nie chciał puścić. Musiałam przyznać, że jeszcze chyba nigdy nie czułam się aż tak zdezorientowana.
Musiałem pozbierać się do kupy. Druga część nocy była co najmniej dziwna. Gdy zobaczyłem Rosę, czytającą listy, poczułem złość, ale nie zareagowałem. Udawałem, że nadal śpię, a tak naprawdę ciągle się jej przyglądałem. Z minuty na minutę złość odchodziła coraz dalej, gdy widziałem zainteresowanie aktorki, jak w jednym momencie była zdumiona, w drugim była smutna, a jeszcze w następnym uśmiechała się pod nosem, zapewne czytając momenty w których Paula opisywała swoje przypuszczenia, że mam już jakąś dziewczynę, później ją zmieniłem na inną, może mam z nią już dziecko, jesteśmy małżeństwem…
W końcu odłożyła ostatni list i wbiła wzrok w stosik, przygryzając dolną wargę, przez co wyglądała niesamowicie niewinnie. Wystraszyłem ją odzywając się, a ona zaczęła się tłumaczyć. Ja wtedy doszedłem do wniosku, że nie potrafiłbym jej tego wszystkiego tak opowiedzieć, jak zrobiły to listy. To wszystko wtedy wróciło i czułem się okropnie. Wypaliłem by mnie przytuliła i tak zrobiła. Przenieśliśmy się na łóżko, tak po prostu zasnęliśmy i spaliśmy do teraz. Do…
Spojrzałem na zegarek w okienku mikrofali. Dochodziła trzynasta. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że była już ta godzina. Usłyszałem rozsuwające się drzwi do mojej sypialni i po chwili w nich zobaczyłem dziewczynę, która stanowiła tej nocy dla mnie oparcie. Ciągle w samym sweterku. Bosymi stopami podeszła do stolika i zabrała szklankę z wodą, po czym niepewnie zbliżyła się do mnie.
- Naprawdę przepraszam. Nie powinnam ruszać tych listów – mówiła ze spuszczonym wzrokiem. – Najlepiej będzie jeżeli już sobie pójdę. Naprawdę było mi… - Nie dokończyła, bo odstawiłem swoją szklankę i delikatnie uniosłem dłonią jej podbródek, tak by na mnie spojrzała. Jej brązowe oczy przyglądały się mnie, tak jakby szukały czegoś konkretnego. Czułem, że nie miała pojęcia o co tutaj chodzi, jakby nie rozumiała mojego zachowania. Nie dziwiłem się, bo sam nie rozumiałem. Pochyliłem się i delikatnie ją pocałowałem. Przymknęła powieki i odwzajemniła go. Miała coś w sobie, co nie dawało mi spokoju. Była naprawdę jedyna w swoim rodzaju. Czułem jakby coś mnie do niej ciągnęło, wmawiało, że mogę jej zaufać i wpuścić ją do swojego życia, oczywiście jeżeli sama tylko by tego chciała.
Wspięła się na blat i usiadła tuż obok mnie. Objęła mnie i położyła głowę na moim ramieniu.
- Opowiedz mi o niej – szepnęła, a ja jakbym lekko się spiął. Poczuła, bo ścisnęła mnie jeszcze mocniej.
- Poznałem ją gdy miałem siedemnaście lat, polubiliśmy się i chwilę później zaczęliśmy się spotykać. – Westchnąłem. – Wiesz, taka pierwsza szczenięca miłość, ale się ją pamięta. Nasze rodziny się polubiły i wszyscy myśleli, że już wtedy to coś poważnego. Sami to tak traktowaliśmy.
- Była chora, prawda? – zapytała cicho, a ja skinąłem głową.
- Na wakacjach często bolała ją głowa i nikt nie wiedział dlaczego. Myśleliśmy, że to zwykła migrena, ale w końcu udało nam się ją wysłać z tym do lekarza, a on zrobił wszystkie potrzebne badania – mówiłem i sam dziwiłem się samemu sobie, że przychodziło mi to tak łatwo. Szczególnie w tym czasie. – Miesiąc przed świętami trafiła do szpitala i tam się okazało, że to jakiś pieprzony guz. – Przerwałem. – Było naprawdę źle. – Spojrzałem na nią. – Wieczór przed Wigilią wzięła długopis, kartki i koperty. Napisała dziesięć listów, a gdy przyszedłem rano do niej… Jej zapłakana matka wręczyła mi pakunek dziesięciu kopert. Czytałem każdy rok w rok, ale pisząc ostatni, wiedziała, że kolejnego już nie będzie.
- Przykro mi, Gerard.
- Żyję normalnie, wychodzę ze znajomymi, spędzam czas z rodziną, bawię się i umawiam z kobietami, ale.. Święta zawsze były dla niej. Spędzałem je samotnie…
- Do tej pory – odparła cicho.
- Dziękuję, że tutaj jesteś. Naprawdę. – Znów na nią spojrzałem. – I nie, nie jestem zły za to, że przeczytałaś te listy. – Uśmiechnąłem się lekko i cmoknąłem ją w policzek. – I… - zacząłem, bo przyszła mi do głowy pewna myśl, o której nawet pewnie nie pomyślałbym kilka dni temu. – Masz już jakieś plany na dzisiejsze popołudnie? – zapytałem tajemniczo, a ona wbiła we mnie wzrok, nie wiedząc o co mi może chodzić.
Wjechaliśmy w elegancką dzielnicę domków jednorodzinnych. Każde z nich miało pięknie oświetlone ogrody, a przy oknach zawieszone były kolorowe lampki. W końcu zatrzymał się przy jednym, nacisnął guzik na pilocie przy pęczku kluczy i brama sama się otworzyła. Wtedy pomyślałam tylko o jednym.
- Nie mów mi, że to dom twoich rodziców – powiedziałam, gdy zgasił silnik.
- Będą bardzo zdziwieni, widząc mnie tutaj dziś. – Skinął głową. – Możesz wziąć całą zasługę na siebie. – Zaśmiał się i wysiadł, a ja zaraz po nim. Obszedł samochód i otworzył bagażnik.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że chcesz tutaj przyjechać?
- Sama sobie odpowiedz. – Uśmiechnął się. – Nie zgodziłabyś się.
- Dlatego chciałeś mnie podejść? Dlaczego, więc chciałeś bym tutaj z tobą przyjechała?
- Bo nadal trwają święta, a powiedzieliśmy sobie, że nie spędzimy ich samotnie. – Wzruszył ramionami i wyjął z bagażnika bardzo duży worek, na co ja znów popatrzyłam na niego pytająco. – Zawsze podawałem je wcześniej przez brata, ale w tym roku nie zdążyłem i miałem je podać później. – Wytłumaczył i ciągnąc mnie za sobą, ruszył do drzwi. Nie mówiłam tego na głos, ale byłam przerażona. To tak jakbym miała poznać rodzinę swojego nowego faceta, a przecież wcale tak nie miało być. Gerard nacisnął na klamkę i lekko pchnął drzwi, przez które przepuścił mnie jako pierwszą. Weszłam bardzo niepewnie, a w korytarzu jednak zdecydowałam iść za nim, co on przyjął z lekkim uśmiechem. Tylko, że w nim było coś innego. To nie to, że się cieszył, ale był zdenerwowany. Wchodził do domu, w którym był w całym roku pewnie co najmniej z tysiąc razy, a dziś nie wiedział co go czeka. Zatrzymał się tuż przed wielkim łukiem w ścianie, zza której słychać było rozmowy domowników. Znów odwrócił się w moją stronę, a ja skinęłam głową by dodać mu otuchy i odwagi. Odstawił worek, opierając go o ścianę i zrobił krok do przodu, pokazując się wszystkim w progu. Po kilku sekundach nastała cisza. Słychać było tylko cichy głos Franka Sinatry, którego świąteczne piosenki płynęły z głośników. Podeszłam bliżej o krok i zobaczyłam duży salon z przystrojonym kominkiem i olbrzymią, prawdziwą choinką. Przy niskim stoliku na ustawionych na środku kanapach z jasnej skóry siedziało kilka osób. Po chwili jedna kobieta, bardzo dobrze wyglądająca blondynka, wstała i z zaskoczonym wyrazem twarzy wolno podeszła do piłkarza.
- Gerard, synku… - wydukała i mocno go przytuliła. Widziałam jak po woli na jej twarzy maluje się uśmiech, ale jednocześnie łza spływa po policzku. To tak jakby odnalazła dawno porzuconego syna.
Rodzice i dziadkowie wyściskali mnie tak, jakby nie widzieli mnie rok czasu, a brat skinął głową, mówiąc, że to czas najwyższy. Widziałem jak mama z tego wszystkiego aż uroniła kilka łez, ale to były łzy szczęścia. Obiecałem jej wtedy, że już nigdy nie spędzę świąt tak jak wcześniej.
Rosę przedstawiłem im jako przyjaciółkę. Została przyjęta jak swoja, nie jako ktoś kogo widzą pierwszy raz. Mama z babcią od razu rozpoznały w niej ulubioną policjantkę z serialu i zaczęły rozmawiać jakby się znały od lat. Widać było że się polubiły.
Nie zapomnę miny reszty rodziny, która przyjechała trochę później. Wszyscy się przywitali, ale nic nie mówili o tym, że są zaskoczeni moją obecnością.
Ja za to cieszyłem się, że tutaj byłem. Cieszyłem się, że Rosa była tutaj ze mną. Gdyby nie fakt, że ją wczoraj poznałem, że spędziliśmy razem Wigilię i coś sprawiło, że się przed nią otworzyłem, nie byłoby mnie tutaj teraz. Ciągle obserwowałem ją, gdy rozmawiała z moją mamą, babcią, a nawet ojcem. Cieszył mnie ten widok.
- Naprawdę cieszę się, że tutaj jesteś. – Usłyszałem głos mamy. Nawet nie zauważyłem kiedy podeszła do mnie. Stałem w kuchni, oparty o wyspę i obserwowałem cały świąteczny obrazek z salonu. – Sprawiłeś mi tym najlepszy świąteczny prezent.
- Ja też się cieszę, że przyjechałem. Zrozumiałem, że już dawno tak powinno być. – Wzruszyłem ramionami.
- A Rosa? Nie mówiłeś, że z kimś się spotykasz – powiedziała. – To miła dziewczyna i cieszę się, że ją zabrałeś. Nie odrzuciłeś jej przed świętami, tak jak to robiłeś wcześniej. Musi być wyjątkowa. – Poczułem jej dłoń na ramieniu. Posłałem mamie lekki uśmiech i spojrzałem w stronę dziewczyny, która właśnie śmiała się z czegoś podczas rozmowy z babcią oraz moim młodszym bratem.
- Masz rację mamo. Jest wyjątkowa – odparłem cicho i ruszyłem w ich stronę, uśmiechając się od ucha do ucha.
W drodze powrotnej oddałem Rosie kluczyki, by to ona prowadziła. W domu wypiłem z ojcem i dziadkiem trochę za dużo, więc dla bezpieczeństwa nie jechałem. Nie przyznałem się do tego, ale prócz mojej matki, była jedyną kobietą, której pozwoliłem prowadzić swój samochód. W innym wypadku, zamówiłbym nam taksówkę.
Całą drogę powrotną komentowaliśmy dzisiejsze spotkanie. Opowiadałem jej trochę o tych, których dziś poznała i powspominałem zabawne sytuacje ze świąt, które jeszcze tam spędzałem.
W końcu zatrzymaliśmy się pod apartamentowcem, gdzie mieszkam i oboje wysiedliśmy z samochodu. Zatrzymaliśmy się na chodniku, stojąc przodem do siebie.
- Dziś naprawdę dobrze się czułam. Masz świetną rodzinę i ich się trzymaj. Dziękuję – powiedziała i oddała mi kluczyki. – Powinnam już wracać do siebie. Zamówię sobie taksówkę. – Uśmiechnęła się lekko i sięgnęła po swój telefon do torebki.
- Jest późno. – Zauważyłem. – Możesz zostać, a rano odwiozę cię jadąc na trening – mruknąłem z uśmiechem i trochę się do niej przybliżyłem, a ta zaśmiała się cicho i spojrzała na mnie uwodzicielsko. Złapałem za jej dłoń i mocno ścisnąłem. Skierowaliśmy się razem do klatki i windy. W niej co chwilę na siebie zerkaliśmy, a gdy dojechaliśmy na właściwe piętro i weszliśmy do mojego mieszkania, jakby na komendę, w jednym czasie rzuciliśmy się na siebie, całując i przemieszczając, robiąc z ubrań ścieżkę do sypialni. Noc nie zakrapiana winem, w pełni świadoma. Jedna z najlepszych. Zasnąłem przy kobiecie, dzięki której znów uwierzyłem w święta. W to, że mogą być magiczne i radosne. Zasnąłem przy kobiecie, która wniosła do mojego życia na te dwa dni trochę promieni, które następnego ranka zgasły, gdy obudziłem się sam jak palec.
Tak wciągnęło mnie to opowiadanie, że "olałam" pozostałe... To się skończy i ostro wracam do [cielito--lindo] oraz [los-ojos-del-pasado] ;)
Co do Waszych komentarzy... Są cudowne, dziękuję! Aż chce się pisać <3
Bardzo liczyłam na to, że Gerard nie będzie zły i jestem bardzo szczęśliwa, że właśnie tak było jak sobie wymarzyłam. Cieszy mnie to, że jednak Ger odwiedził rodzinę w święta i na dodatek w towarzystwie Rosy. Myślę, że piłkarz poczuł do niej coś więcej..
OdpowiedzUsuńZawiodłam się odrobinę na Rosie przez to zniknięcie.. Mam nadzieję, że to nie urwie kontaktu aktorki z Pique, bo chyba tego nie przeżyje. ;D
Twoje wkręcenie się w to opowiadanie jest naprawdę mocno zauważalne. <3
Do następnego! ;*
Zastanawiałam się, jak rozegra się cała sytuacja z tymi listami i powiem ci, że ładnie z tym sobie poradziłaś, a przy tym nie było tam przesady. Stworzyłaś naprawdę dobre świąteczne opowiadanie, które sprawia, że choć święta są już tylko wspomnieniem to nadal czuje się je w sercu.
OdpowiedzUsuńA co do prowadzenia auta, to tak jakoś po przeczytaniu tego fragmentu przypomniał mi się duet Erin i Jay z Chicago PD. XD Cóż, takie zboczenie... :P
<3
Och, jak ja się ogromnie cieszę, że Gerard zabrał ją i pojechali do jego rodziny. To takie...słodkie. <3 Rosa z kolei zdziwiła mnie tym zniknięciem nad ranem. Hm, ciekawe czy się jeszcze spotkają i kto wykona pierwszy krok. Jej, już się nie mogę doczekać! :D
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
O Mamuniu! <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest tak cholernie słodki, że mam ochotę czytać go na okrągło. Gerard jest cudowny, Rosa w sumie też, ale trochę zmartwiło mnie to, że obudził się sam.
Uwierzył w święta! Czyż to nie piękne?
Czekam z niecierpliwością na kolejny!
Całuję :*
Jeej .. ale się wzruszyłam ! Jest cudowne .. nie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńSiedzę w pokoju i śmieję się jak głupia do monitora po przeczytaniu rozdziału wyżej. Nawet nie wiesz, ile pozytywnych emocji nim we mnie wywołałaś. I bardzo, ale to bardzo Ci za to dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńCzekałam na tę część z wielką niecierpliwością. W sumie to każdy dźwięk gg był dla mnie niepewnością i sprawdzaniem, czy to nie Ty z nowym rozdziałem świątecznego opowiadania. A jednak. Doczekałam się. I strasznie mi się podoba.
Mam wrażenie, że powoli zmierzasz ku końcowi. Szkoda. Nawet nie wiesz, jak dziwnie mi to pisać, zważając na głównego bohatera. Dlatego sama musisz przyznać, skoro nie uciekłam stąd jeszcze mimo Gerarda, to znaczy, że stworzyłaś coś nad wyraz cudownego!
Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku! ♥
suenos
__________
runaway-with-my-love.blogspot.com
todo-pierde-sentido.blogspot.com
Boże, myślałam, że skomentowałam ;-;
OdpowiedzUsuńNo więc sama myśl, że niedługo pewnie skończysz te krótkie opowiadanie, trochę mnie przeraziła. I szczerze mówiąc nie chciałbym czytać tu żadnego epilogu, bo bardzo lubię czytać twoje rozdziały.
Więc zobacz człowieka w człowieku i nie kończ za szybko ;-;
Czekam na następny :*
I zapraszam do mnie :*
http://dreams-destroyed-by-reality.blogspot.com/?m=0
Taki miły rozdział, a Ty dałaś takie zakończenie! Bardzo nieładnie, bo Gerard był tu taki szczęśliwy i radosny, że miałam uśmiech na twarzy.
OdpowiedzUsuńAle cóż, czekam na nowość!!
Na samym początku chciałabym Cię bardzo przeprosić za to, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że w końcu tutaj dotarłam, bo tworzysz naprawdę świetne opowiadanie, które z wielką przyjemnością się czyta!
OdpowiedzUsuńGerard jest tutaj takim miłym i uroczym facetem, na dodatek od początku widać, że zależy mu na Rosie, skoro nie pokłócili się o to, że ta przeczytała jego listy. Są sobie pisani, ale ..., ale jestem niesamowicie zdziwiona tym, że Geri obudził się bez niej w łóżku. Przez to jestem ogromnie ciekawa późniejszych wydarzeń, dlatego też mam nadzieję, że niedługo dodasz kolejny rozdział. :)
Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku :*
Jak ja uwielbiam takie opowiadania! Romantyczne z nutką grozy, ah :D Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuń