środa, 23 grudnia 2015

II. What the world needs now

Trochę spanikowałem. Powinienem wcześniej raczej domyślić się, że jeżeli ja zapytałem ją o powód samotnych świąt, ona zrobi to samo. Zacząłem rozglądać się po swoim mieszkaniu w celu jakiejś sensownej zmiany tematu, ale jak na złość nic nie wychodziło.
- Gerard? – zapytała, patrząc na mnie przenikliwie.
- Poczekaj chwilę, powinienem pozmywać naczynia – rzuciłem nagle i wstałem od stołu, zabierając mój i jej talerz.
- Ja powinnam. Ty przygotowywałeś kolację. – Zerwała się razem ze mną. Zabrała sztućce i ruszyła za mną. Oboje stanęliśmy przy kuchennym blacie. Ona zajęła się myciem, a ja je wycierałem i chowałem do szafki. Pomiędzy nami trwała cisza. Po raz pierwszy odkąd weszliśmy do mieszkania. Rosa była dobrą rozmówczynią. Złapaliśmy od razu dobry kontakt i cały czas znajdywaliśmy jakiś temat do rozmów. – Gerard, cokolwiek się nie stało…  – powiedziała cicho, podając mi ostatni talerz. Wytarła ręce w mały ręczniczek i odwinęła z powrotem rękawy swojego beżowego sweterka. Westchnąłem ciężko i odłożyłem naczynie do szafki.
- Po prostu nie teraz. – Sięgnąłem po drugą butelkę, która stała na blacie. Rosa skinęła głową i razem wróciliśmy do stołu. Nalałem jeszcze wina do kieliszków i butelkę postawiłem obok tej pustej.
- To może powiesz mi jak to jest być piłkarzem, wychodzić na murawę i grać przed taką widownią? – Uśmiechnęła się do mnie lekko.
- To jak… - Odsunąłem się minimalnie od stołu i oparłem o tył krzesła. – To naprawdę świetne uczycie, wiesz? Zapominasz o innych sprawach i skupiasz się tylko na grze. Granie w najważniejszych rozgrywkach z najlepszymi na jednym boisku i drużynie… To naprawdę coś niesamowitego. Gdy pada gol i cały stadion podrywa się do góry i krzyczy, wtedy panują tam emocje nie do opisania. Cieszymy się wygranymi, ale to jeszcze większa duma gdy dajemy radość innym. Samo dotknięcie piłki czy bieg z nią przenosi w inny świat – mówiłem, wpatrując się  w szkarłatną ciecz w moim kieliszku. – I… - Uniosłem wzrok i spojrzałem na dziewczynę, która wpatrywała się we mnie jak w obrazek, próbując zrozumieć to wszystko. – I chyba bardziej w tym temacie odnalazłbym się przy twojej mamie. – Zaśmiałem się cicho. To był mój temat i mogłem rozmawiać o tym godzinami, ale ona chyba po prostu chciała zmienić temat z którego ja się wywinąłem.
- Tak. Też tak myślę. – Uśmiechnęła się i upiła łyk wina. – Ale to nie znaczy, że cię nie rozumiem. To twoja pasja i mówisz o tym jak o czymś naprawdę cennym.
- Ty też chyba lubisz to co robisz, mam rację?
- Nie zawsze chciałam być aktorką, ale odnalazłam się w tym i naprawdę polubiłam. – Skinęła głową. – Jak na razie pracowałam z naprawdę świetnymi ekipami i czułam się jak w rodzinie, szczególnie teraz przy serialu. Poznałam wielu świetnych ludzi, nabrałam doświadczenia i czasem traktuję to jako dobrą zabawę, która zarówno jest moją pracą.
- Dzięki tobie jako aktorce, idąc do kina jest na kim zawiesić oko. – Zaśmiałem się, a ona zmierzyła mnie wzrokiem i rzuciła we mnie zmiętą serwetką.  - Hej, ale to miał być komplement! – dodałem, a ona znów lekko się uśmiechnęła.
- Zgodziłam się na wspólny wigilijny wieczór, ale jeżeli naprawdę taki ma być, przynajmniej pozwól mi włączyć muzykę.  – Spojrzała na mnie pytająco. Nie było tu nic, co symbolizowałoby święta. Najgłupszej figurki renifera w czapce Mikołaja czy kolorowych lampek. Skinąłem głową, a ona wstała i przeszła przez pokój do wieży stereo. Przykucnęła przy niej i włączyła jednym przyciskiem. Z głośników popłynęły najpierw melodie z płyty ze składanką od Pinto, która była w środku. Rosa od razu przełączyła na radio i usłyszeliśmy mocny głos Mariah Carey w „All I want for Christmas is you”. Tanecznym krokiem wróciła do stołu i dopiła zawartość swojego kieliszka. – Zatańcz ze mną. – Wbiła we mnie pewne siebie spojrzenie i odstawiła kieliszek.
- Ja? – zapytałem głupio, wpatrując się w nią.
- Nie daj się prosić przez kobietę. – Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do mnie swoją dłoń. Chcąc czy też nie, podniosłem się i obszedłem stół, a ona od razu pociągnęła mnie za sobą na środek niewielkiego puchatego dywanu, który leżał tuż przed elektrycznym kominkiem. Szatynka zaczęła się bujać w rytm i tańczyć, zachęcając mnie do tego samego. Śmiała się i wygłupiała, a ja dałem się wciągnąć w to samo. Zaraz później popłynęło bardzo szybkie „Feliz Navidad”, przy którym jakbym zapomniał o całym świecie, bo bawiłem się oraz śmiałem razem z nią, kręcąc nią w każdą stronę i próbując naśladować jej wygłupy.
    Przy „Driving home for Christmas” złapałem ją za dłoń by zatańczyć w parze. Kręciliśmy się dookoła własnej osi i bujaliśmy, jakbyśmy byli na jakiejś świetnej imprezie. Później znów poleciało coś szybkiego, ale ja usiadłem na oparciu kanapy, przyglądając się jej. Bawiła się niczym małe dziecko, wygłupiała, śpiewała i śmiała. Przed oczami od razu stanął mi widok świąt w moim domu sprzed kilkunastu lat. Na zewnątrz było pełno światełek, w oknach, zwisające z dachu i na drzewkach przy podjeździe. W salonie nad kominkiem zwisały czerwono-zielone skarpety, w kącie stała obfita w ozdoby choinka, a w powietrzu unosił się zapach gorącej czekolady i pianek. Całą rodziną siedzieliśmy wspólnie i cieszyliśmy się swoją obecnością.
    Z tak zwanego transu wybił mnie głos speakera z radia, który rozmawiał z kimś na linii. Rosa stała na środku szeroko uśmiechnięta i próbowała unormować oddech.
- Gdzie odleciałeś? – zapytała, podchodząc bliżej. Dopiero zdałem sobie sprawę jaka była niska. Ja siedziałem na podłokietniku, a ona dopiero wtedy dorównała mi wzrostem. Splotła ręce na piersiach i z uśmiechem zaczęła mi się przyglądać.
- Nieważne, tak tylko. – Wzruszyłem ramionami i podniosłem się. – Możemy tańczyć dalej – powiedziałem, słysząc, że dziennikarz żegnał się już ze swoją rozmówczynią. Złapałem Rosę za dłoń i stanąłem naprzeciw niej na miękkim dywanie. Gdzieś mi musiał ulecieć tytuł, który zapowiadał męski głos, ale w radio właśnie puścili naprawdę powolną piosenkę, nastrojową. Oboje jednocześnie spojrzeliśmy na siebie i cicho zaśmialiśmy. Splotłem palce jednej dłoni z jej, a drugą położyłem na jej talii. Ona delikatnie położyła swoją na moim ramieniu i oparła głowę o moją klatkę piersiową, do której sięgała.
- Mają rację… - mruknęła cicho, a ja zmarszczyłem brwi.
- Hmmm?
- W tej piosence. „To, czego świat teraz potrzebuje, jest miłość, słodka miłość”. Mają rację – powtórzyła i podniosła głowę, spoglądając mi prosto w oczy. - Wiesz jaki jest świat. – Wzruszyła ramionami. – Po prostu myślę, że dzięki temu jeszcze wszyscy ludzie nie zbzikowali. Ten cały pośpiech, ciągła praca, dążenie do celu pomimo wszystko…
- Chyba masz rację. Dobrze jest mieć kogoś przy sobie, kto może być dla ciebie oparciem w trudnych chwilach – szepnąłem. Poruszaliśmy się w rytm melodii, która była niesamowicie powolna, a głos piosenkarki delikatnie uwodził. W moim organizmie była już chyba wystarczająca ilość alkoholu, która wmawiała mi w tym momencie jeden czyn. Oboje jak na komendę w jednej chwili zatrzymaliśmy się w bezruchu, wpatrując się w siebie. Uniosłem dłoń i delikatnie dotknąłem jej podbródka, który delikatnie zadrżał. Pochyliłem głowę, ale przez chwilę się zawahałem w obawie czy za chwilę nie zostanę uderzony. Miałem jednak wrażenie, że ona również się zbliża, więc już niewiele myśląc przyciągnąłem ją mocniej do siebie i pocałowałem. Uniosła się na palcach i odwzajemniła go, a ja poczułem to samo, gdy dziś po raz pierwszy na siebie wpadliśmy. Wtedy w parku, gdy chciała oddać mi mój telefon i upadłem na nią… Tak jakby miało się to stać.

      Otworzyłam oczy i zobaczyłam w półmroku zarys sporej szafy. Słyszałam w oddali ciche melodie, które pewnie nadal płynęły z głośników wieży w salonie. Czułam przyjemny zapach męskich perfum, które nie były za mocne ani za mdłe. Idealne. Byłam uwięziona pod jego silnym ramieniem, które oplatało mnie w talii i przyciskało do siebie. Czułam jego oddech na swoim karku, przez co przez całe moje ciało przechodziły dreszcze, a ja czułam się tak błogo… Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że pójdę do mieszkania kogoś prawie obcego, spędzę z nim całkiem udany wieczór, a później…  Taka ilość wina nam obojgu wywinęła psikusa i popchnęła do jednego, ale nie mówię, że żałuję, bo było idealnie. Nie potrafiłam porównać piłkarza do jakiegokolwiek poprzedniego mężczyzny, z którym byłam wcześniej. Po prostu się nie dało. Mogłam go nazwać Panem Perfekcyjnym. Delikatnym, ale pewnym siebie. Porywczym, ale i spokojnym. Dominował, ale i ulegał.
   Chwyciłam lekko jego dłoń i zsunęłam ją ze swojej talii, obserwując jego reakcję. Delikatnie się poruszył, ale nie zbudził. Powoli wygramoliłam się z wygodnego materaca i stanęłam na chodnych panelach. Podniosłam z ziemi swój sweterek, który od razu na siebie włożyłam. Uwielbiałam go. Był ciepły, luźny i długi, bo sięgał mi prawie do połowy ud.
  Najciszej jak tylko potrafiłam, stąpając na opuszkach palców wyszłam z sypialni i delikatnie zasunęłam za sobą drzwi. Przeszłam do kuchni i zabrałam z blatu czystą szklankę po czym nalałam do niej odrobinę wody. Przeszłam do olbrzymiego okna i znów spojrzałam na panoramę miasta. Zakochałam się w tym widoku. Mogłam patrzeć na wszystko z góry i nie przejmować się wszystkim, co w tym momencie mnie trapiło. Miasto z tej perspektywy wyglądało cudownie. Poczułam ciepło, widząc całą świąteczną oprawę, choć tego dnia to nie było pierwszy raz. Teraz zrozumiałam, że może to wszystko ma w sobie jakieś drugie dno, jakiś sens. Jeszcze tylko nie wiedziałam dokładnie co to miało znaczyć.
    Przeszłam do jednej ściany, na której wisiało kilka ramek ze zdjęciami. Na jednym Gerard stał wraz ze starszą parą oraz młodszym chłopakiem, który był naprawdę do niego podobny. Musieli być to jego rodzice oraz brat. Na kolejnym trzymał w rękach jeden z pucharów, a jeszcze na innym był z innymi piłkarzami. Widać było, że wiódł naprawdę normalne życie. Rodzina, przyjaciele, znajomi… Naprawdę ciekawił mnie powód dla którego wybrał taki sposób spędzania świąt i tak trudno było mu o tym mówić. Nie jestem psychologiem, ale gdy zapytałam go o to, jakby zmienił całkiem swoje zachowanie. Z zabawnego i pewnego siebie mężczyzny, pokazał, że również był zagubionym i smutnym chłopcem, któremu trzeba pomóc, a przede wszystkim nie naciskać na niego.
  Odstawiłam szklankę na stół i wróciłam po cichu do sypialni. Wydawałoby się jakby piłkarz nie zmienił swojej pozycji nawet o centymetr. Usiadłam na fotelu, który stał przy niewysokiej komodzie. Przez chwilę przypatrywałam się jak miarowo oddycha, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Przez chwilę nawet pomyślałam o pozbieraniu swoich rzeczy i zmyciu się jakby nigdy nic, zostawiając go samego, ale jednak coś mnie tutaj trzymało. Działało jak magnes, który pozwalał mi tylko odłączyć się na długość powierzchni tego mieszkania.
 Spojrzałam na blat komody obok, gdzie stała niewielka lampka, obok w pudełku leżał firmowy i drogi zegarek oraz woda kolońska, którą dziś czułam od Gerarda. Obok nich leżało coś jeszcze i chyba to najbardziej mnie zainteresowało. Wiem, że nie powinno, ale zawsze należałam do ciekawskich osób. Był to stosik białych kopert, a na każdej z osobna widniał napis „Boże narodzenie” oraz rok. Najstarsza była sprzed dziesięciu lat, a po niej dziewięć kolejnych, kończących się na 2014 roku. W myślach karciłam się jak tylko mogłam i wmawiałam sobie, że nie mogę… Jednak przysunęłam je do siebie i otworzyłam pierwszą z nich. Wyjęłam z niej białą, zgiętą na poł kartkę, zapisaną bardzo starannym charakterem pisma. Dobrze wiedziałam, że nie powinnam, lecz pomimo to, zaczęłam czytać. Ten, kolejny i następny. Czytając je, czasami się uśmiechałam pod nosem, czasami byłam zła, a za chwilę prawie płakałam. Próbowałam wczuć się w tamtą dziewczynę, ale po prostu czułam jak to łamało mi serce. Była taka młoda, a tak bardzo rozumiała życie. W każdym z tych listów, nie dosłownie, ale opisywała jak bardzo martwi się o Gerarda i chciałaby, by naprawdę ułożył sobie życie. Żartowała, że może akurat w tym roku się ożenił, może na syna lub córkę, uszczęśliwiając tym swoich rodziców. Musiała być naprawdę pozytywną osobą, skoro w takim momencie swojego życia myślała tylko o innych.
  Odłożyłam na swoje miejsce list w kopercie z zeszłoroczną datą i przez chwilę wpatrywałam się w stosik, trawiąc każdą informację, o którą przed chwilą stałam się bogatsza. Automatycznie zaczęłam przygryzać dolną wargę, robiąc sobie wyrzuty sumienia, że naruszyłam prywatność piłkarza. Byłam dla niego obca, a…
- Ostatni jest w kieszeni w moim płaszczu. – Usłyszałam i prawie podskoczyłam. Spojrzałam w stronę łóżka, na którym leżał mężczyzna i mi się przyglądał. Nie potrafiłam odczytać z jego twarzy niczego, co podpowiedziałoby mi, że zaraz wybuchnie i powinnam uciekać jak najdalej stąd.
Jest rozdział drugi, który przed chwilą skończyłam pisać :)
Chciałabym życzyć Wam spokojnych, zdrowych, magicznych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie najbliższych w atmosferze miłości i przyjaźni! 
Wesołych Świąt! ♥

10 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny! Przyjemnie się go czyta (zresztą jak zawsze ;)) Z niecierpliwością czekam na następny! Naprawdę interesuje mnie reakcja Gerarda :)
    Dziękuję za życzenia ;) Tobie życzę wszystkiego co najlepsze, zdrowia, szczęścia i spełnienia każdego nawet najdrobniejszego marzenia :) Wesołych Świąt!

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie spodobał mi się ten rozdział! A Gerard przypomina mi hm Greya haha. Pisz szybko kolejny rozdzial i wesołych świąt : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, ten rozdział jest perfekcyjny. Nic bym w nim nie zmieniła, nawet przecinka.
    Kocham to opowiadanie i boję się, że skończysz je albo za szybko, albo za smutno ;-;
    No ale trudno. Trzeba się cieszyć, że na razie mam co czytać :*
    Wesołych Świąt! Dużo weny, pomysłów i opowiadań :D
    Zapraszam do mnie ♥
    http://dreams-destroyed-by-reality.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. To opowiadanie jest takie...magiczne? Hm, tak, to chyba odpowiednie słowo. Każdy z rozdziałów nakłania mnie do refleksji, a uwierz mi, że o to wcale nie jest łatwo. ;) Ta cała sytuacja przez Ciebie opisana porusza mnie i fascynuje jednocześnie. Nie mogę się doczekać kolejnego wpisu, bo chyba zwariowałam na punkcie tego opowiadania! ;D Jest CUDOWNE. <3
    Zdrowych, wesołych Świąt. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki cudowny rozdział! Tylko jak mogłaś zakończyć w takim rozdziale?! Jestem ciekawa o powie Pique..
    Jeszcze raz: Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wesołych Świąt 🎄😊!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem strasznie zła, bo przeglądarka właśnie trzy razy z rzędu usunęła mi komentarz... Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, bo jeśli nie, to chyba porządnie się wścieknę i w końcu napiszę Ci to wszystko na gg, a niezaprzeczalnie do napisania mam wiele.

    Po pierwsze. Nie wiem, jak to robisz, ale Twoje opowiadania zawsze mają w sobie tak niewyobrażalnie wiele magii i czegoś, co przyciąga Cię przed ekran telefonu nawet w święta wśród rodziny i dzieci ciągle wrzeszczących, byś bawiła się z nimi nowo otrzymanymi zabawkami. Zawsze chcesz więcej i więcej, myślisz, że nic lepszego już stworzyć nie możesz. A później podsyłasz link do swojego nowego opowiadania i okazuje się, że jednak możesz. Że wszystko jest możliwe. Tutaj przeszłaś samą siebie i pragnę Ci za to bardzo, ale to bardzo podziękować. Już sam fakt, że pisze to osoba całym serduszkiem nienawidząca Gerarda Pique, a jednak potrafiąca pokochać Geriego w Twojej wersji, wiele znaczy, nieprawdaż? :')

    Po drugie. Historia Rosy jest ciekawa, nie mogę zaprzeczyć. Ale z Piksa zrobiłaś tak strasznie intrygującą postać, że nie mogłam oderwać się od części pisanych jego oczami jeszcze bardziej, niż od całej reszty. Dobrze wiesz, jak bardzo sceptycznie byłam początkowo do tego opowiadania nastawiona, ale nie żałuję, cholera nie żałuję żadnej sekundy spędzonej na przebrnięcie przez prolog i dwa rozdziały. Cudo! ♥

    Po trzecie. Zakochałam się w Gerim Twojego autorstwa, bo jest inny. Troskliwy, subtelny i męski, a zarazem piekielnie tajemniczy. Mam wrażenie, że stworzyłaś kompletne przeciwieństwo prawdziwego Pique, ale może mi się to brać tylko i wyłącznie z nienawiści w stronę jego osoby, dlatego raczej nie warto zwracać na te słowa uwagi :)

    Po czwarte i chyba ostatnie, bo nie chcę wysmarować komentarza dłuższego od rozdziału, pragnę Cię bardzo przeprosić za takie zaniedbanie w czytaniu. Mam nadzieję, że teraz będę już na bieżąco. Cóż, z tym opowiadaniem, na pewno! :)

    Całuję i życzę szczęśliwego nowego roku! ♥

    suenos
    __________
    runaway-with-my-love.blogspot.com
    todo-pierde-sentido.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem! Rozdział przeczytałam tego samego dnia, w którym został dodany, ale na skomentowanie zabrakło mi czasu..
    To opowiadanie jest takie, takie.. magiczne, nie z tej ziemi? Tak, to chyba odpowiednie określenia. Nawet nie chce myśleć, że niedługo się skończy.. Oj, wolę o tym nie myśleć!
    Jestem trochę zła, bo zakończyłaś rozdział w takim momencie.. Wiem, że tak musiało być, ale jestem taka ciekawa reakcji Gerarda. Mam jedynie nadzieje, że nie będzie zły. ;) Swoją drogą ciekawość kiedyś sprowadzi mnie na manowce! ;D
    Cóż.. Brakuje mi już słów na Twoją twórczość i genialność w pisaniu. Cholernie zazdroszczę Ci tego, że masz taki talent i piszesz takie cuda - chociaż zdaje sobie sprawę, że wcale nie jest tak kolorowo, szczególnie jak wena płata figle. ;D
    Czekam z niecierpliwością na kontynuację. <3

    Ps. Nie składam życzeń, bo już prawie po świętach.. Ale mam nadzieje, że spędziłaś świąteczny czas z najbliższymi i w super atmosferze!

    Buźka. ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny rozdział, a pod koniec aż wstrzymałam oddech. Ten moment z listami, a także słowa Gerarda to takie połączenie na które brakuje mi określenia. Cudowny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  10. Why do you make money from online casino? - Work
    How much หารายได้เสริม do I win worrione by betting online casino games? · Make money from gambling online casino games online · Make money from 인카지노 gambling online casino games. · Make money on

    OdpowiedzUsuń